Pracownik Poczty - czyli pani z okienka pisze jak jest
ktosik22 pisze: Pod wpływem przeczytanego artykułu o traktowaniu petentów na poczcie postanowiłam opisać sytuację, gdy jest się nic nie znaczącym szarym pracownikiem, który nie ma nic do gadania, a oczekuje się od niego, by góry przenosił...Tak, mamy na poczcie mydełka, książki, filmy, gry, fartuchy, herbatki i inne cuda, ale może weźmiemy pod uwagę, że pani w okienku nie przytargała tego towaru pod pachą do pracy, by jej się nie nudziło, tylko jej ktoś każe to sprzedawać i ten ktoś nazywa się potocznie Panem Dyrektorem, który ma w nosie, że zza okienka nie widać pani okienkowej i że klienci by woleli, by ich przesyłki dochodziły na czas niezniszczone i by nie trzeba było stać w kolejce tyle czasu.
Do kiedy trwa wolność słowa? Dopóty, dopóki poglądy rozmówcy zgadzają się z naszymi. A wszystko co inne najłatwiej zagłuszyć absurdalnymi zarzutami o "mowie nienawiści, rasizm czy [tu-wstaw-cokolwiek]-fobię". Cenzura w XXI wieku ma się bodaj lepiej niż kiedykolwiek wcześniej.
W Chinach funkcjonuje policja internetowa, na którą według danych składa się nawet 30 tysięcy funkcjonariuszy. Ich zadaniem jest weryfikowanie publikowanych w sieci informacji i wyszukiwanie treści niezgodnych z "linią przekazu". Chińska cenzura nie dotyczy jednak wyłącznie informacji tajnych. Policjanci blokują także wszystkie informacje, które mogłyby zaszkodzić morale Chińczyków bądź wizerunkowi państwa. Ot, PR w totalitarnym wydaniu.
"Halo, policja, proszę przyjechać na Facebooka!" - dawny żart przestał bawić, kiedy Mark Zuckerberg, założyciel Facebooka, przyjechał na kolanach do Angeli Merkel i począł gorliwie przepraszać za to, że Facebook zrobił tak niewiele dla cenzury wypowiedzi w Niemczech. O jaką cenzurę chodzi? Oczywiście o wszystkie wypowiedzi niezgodne z obowiązującą wykładnią miłości do imigrantów (
klik), zawierające nijak logicznie niesprecyzowaną "mowę nienawiści" oraz wskazujące na przejawy samodzielnego myślenia u ich autorów. I oni nas próbują wolności słowa uczyć, phi...
Współczesna cenzura ma też i inne wymiary - choćby i patriotyczne, jak w Turcji, gdzie za oczernianie tureckiego narodu wędruje się do więzienia. Dotyczy to tak samo noblistów, jak i przeciętnych "myślicieli". Oczywiście to tylko jeden z aspektów tureckiej cenzury, wcale jej nie usprawiedliwiający - wszak właśnie w Turcji w więzieniach wyroki odsiaduje najwięcej dziennikarzy, którzy podpadli miłościwie panującej władzy. Ale tam przynajmniej prowincjonalni pseudo-intelektualiści nie bełkoczą o "tureckich obozach koncentracyjnych" albo że "tureckość to nienormalność"...
Co chwila krzyczy się o powrocie cenzury, o zamachach na wolność słowa, co chwila padają równie "nośne" slogany. Jak wynika z badań, aż 40% tzw. millenialsów (czyli osób będących obecnie w wieku 18-34 lat) uważa, że owszem, rządy powinny cenzurować tzw. "mowę nienawiści", czymkolwiek by ona była. Co przerażające, miłośników cenzury jest coraz więcej - i znacznie więcej niż w starszych pokoleniach. Co z kolei w jakiś sposób pocieszające, udział osób gotowych przyzwolić na cenzurę spada wraz ze wzrostem wykształcenia.
Ostatnio cenzurą oberwało się nawet antycznym pomnikom przedstawiającym nagich ludzi, zgromadzonym w Muzeach Kapitolińskich w Rzymie. Aby przypadkiem nie urazić uczuć zwiedzającego muzea prezydenta Iranu, połowę eksponatów zdecydowano się wstydliwie ukryć za parawanami. A może pan prezydent właśnie chciał sobie popatrzeć? A może - jeśli widoki miałyby w jakikolwiek sposób urazić jego miłość własną - pan prezydent sam zrezygnowałby z wizyty akurat w tym miejscu? Tego się oczywiście nie dowiemy, bo strażnicy politycznej poprawności zawczasu rzucili się na kolana i "rozwiązali problem"...
Komu wolno mieć uczucia religijne? Oczywiście muzułmanom, bo chrześcijanom w Europie najwyraźniej już nie przysługują. "Aby nie urazić imigrantów", odwołano już obchody świąt Bożego Narodzenia w wielu miejscach we Włoszech, w Belgii, w Niemczech. Pod tym względem "europejscy liderzy oświecenia" stanęli w tej samej linii co ostoja demokracji - Brunei. Tam także ocenzurowano wszelkie przejawy Bożego Narodzenia, a za złamanie zakazów można trafić na 5 lat do więzienia. Tymczasem jakoś jeszcze nie zdarzyło się, by jakikolwiek muzułmanin został ukarany za obrazę uczuć religijnych chrześcijan... Ale cóż, jak dbamy, tak mamy.
My też możemy dorzucić swoje trzy grosze do cenzury w internecie - a wszystko dzięki tzw. prawu do bycia zapomnianym. Jeśli wpiszemy do wyszukiwarki swoje imię i nazwisko, a któryś z odnośników nie przypadnie nam do gustu, mamy prawo zażądać np. od Google usunięcia danego wyniku z listy. W ciągu roku od wprowadzenia prawa, do Google skierowano wnioski dotyczące 922 tysięcy linków, spośród których usunięto ok. 42%. Z samej Polski wypłynęło 27,5 tysiąca zgłoszeń, z czego pozytywnie rozpatrzono 7 tysięcy (ok. 38,6%).
Źródła: 1,
2,
3,
4,
5
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą