Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielka księga zabaw traumatycznych CXVIII

27 068  
2   6  
Kliknij i zobacz więcej!Jeśli szukasz tu czegoś z czego można się pośmiać zrywając boki - zawiedziesz się. Natomiast jeśli trafiłeś tu szukając ludzi, którzy niemalże trafili do księgi Darwina - zapraszam. Dzisiejszym bohaterom w komplecie udało się przeżyć, choć były i złamania i zranienia...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

OPIEKUŃCZY BRAT

Mam starszego 7 lat brata, który zawsze dokładnie tłumaczył mi o co chodziło mamie, kiedy mówiła, że czegoś nam nie wolno robić z uwagi na nasze bezpieczeństwo. Czasami był to wykład, czasem prezentacja, a czasem eksperyment z zakresu "popatrz co się może stać jak...". Brat ma z tego tytułu spore doświadczenia interwencyjno - medyczne, ale udało mu się uchronić mnie przed wieloma urazami. Nie wszystkimi.
Miałam może ze 4 lata. Bawiliśmy się w salto, która to zabawa polegała na tym, że ja skakałam z wezgłowia łóżka, brat mnie asekurował, łapał, obracał w powietrzu i stawiał na nogach na podłodze.
Kiedy brat poszedł do jakiś zajęć postanowiłam kontynuować. Skoczyłam, wykonałam w powietrzu pół obrotu i rypnęłam jak długa na plecy. Z pogotowia najlepiej pamiętam pięciokilową puszkę talku, którą wykopałam z rąk pielęgniarki, co ubieliło całą izbę przyjęć i uradowało personel, że jednak kręgosłup w całości. Obyło się pęknięciem kręgów szyjnych, gorsetem i dość długim leżeniem w łóżku na wznak. Bratu dokuczały wyrzuty sumienia, więc przyniósł mi dość ciężką dechę, która ustawiona pionowo na moim brzuchu i oparta o ścianę świetnie się sprawdzała jako deska kreślarska. I może rysowanie by mi umiliło czas, gdyby się decha nie przewróciła i nie rozkwasiła mi nosa... Na szczęście brat okiełznał swoje zapędy opiekuńcze, bo nie wiem czy bym z tego wyszła. Dodam tylko że zapędów edukacyjnych mojego brata to nie ostudziło i potem jeszcze duuużo się razem nauczyliśmy na temat fizyki i chemii.

by Sztachetka

* * * * *

ZA NIEWINNOŚĆ

Było to kilkanaście lat temu, gdy mieszkałem jeszcze przy wschodniej granicy. Jak to maluch kumplostwo zawsze sobie znajdzie tak i ja znalazłem. Z tym kumplostwem razu pewnego na schodach siedzieliśmy, jeden najwyżej, ja po środku, a trzeci stał przed nami. Coś tych dwoje się poprztykali na tyle poważnie, iż ten co stał chwycił kamień i cisnął nim w tego najwyżej siedzącego. Z racji, że mały był, a kamień pochwycił wielgachny nie dorzucił aż do samej góry schodów i dostałem ja - prosto w czoło za niewinność. Oczywiście ryk, płacz, lamenty i biegiem do matki (która jest lekarką). Szyć mnie chcieli, ale tak się broniłem że nie zaszyli, dzięki czemu nie mam blizny na pół czoła, a jedynie niewielką kreseczkę przy włosach.

by Uf0s

* * * * *

KOZA

Miałam wtedy dwa lata. Mama wsadziła mnie do kojca żebym niedokuczała juz braciszkowi. Sprawdziła dokładnie, czy nie da się z niego wyjść, po czym poszła przygotować jakiś posiłek dla swoich pociech. Ja nie wiedząc, że nie da się wyjść, wydostałam się na zewnątrz i stwierdziłam, że warto się pobawić piłką. Piłka leżała na podłodze za piecykiem (taki niski piecyk typu koza na węgiel- zdarzenie miało miejsce na działce moich dziadków), więc ja niewiele myśląc (jak na 2 lata przystało) podeszłam do piecyka i opierając się jedną ręką drugą sięgnęłam po piłkę. Piecyk rozgrzany był do czerwoności wiec z własnej ręki zrobiłam coś w rodzaju steka. Próbując odkleić rękę od płyty oparzyłam też drugą dłoń.
Spędziłam po tym 3 tygodnie w szpitalu, a dłonie miałam zabandażowane jeszcze przez długi czas po powrocie do domu. Do dziś mam wypukłe blizny w kształcie pasków w poprzek po wewnętrznej stronie lewej dłoni, w wyniku czego nie mogę nosić pierścionków.

by Czarnaowca

* * * * *

BMX

Kiedyś, mając lat około 5, byłem razem z moim 2 lata starszym bratem u babci. Brat akurat dostał rower (pachnący świeżością BMX - każdy wtedy takiego chciał) i pomykał nim dookoła podwórka. Ja oczywiście chciałem się przejechać, ale braciak zbyt zajęty był przemierzaniem okolicy, by mnie usłyszeć. Postanowiłem sięgnąć po skuteczne środki perswazji, czyli długi kij do wyciągania wiadra ze studni. Stanąłem po boku i w momencie przejazdy roweru obok mnie wykonałem pchnięcie. Kijaszek wszedł gładko między szprychy przedniego koła, co oczywiście zaowocowało zatrzymaniem roweru z pięknym wyrzutem w przód kierującego. Brat miał szczęście w nieszczęściu, kilka centymetrów dalej i zostawiłby swoją twarz na betonowym podjeździe do garażu, a tak spadł "tylko" na żwir, który potem wyciągał z dość znacznej powierzchni swojego ciała. Obył się bez interwencji chirurgicznej, ale strachu było sporo.

Można dodać, że w rewanżu, 11 lat później, spytał się mnie, czy potrafię jechać na rowerze z rękami na krzyż (czyli lewą rączkę trzymam prawicą, a prawą lewicą). Oczywiście spróbowałem - efekt - żwir na całej prawej ręce powbijany dość solidnie (do dziś na łokciu mam "tatuaż" wykonany metodą żwirową).

SLIDE NA KLACIE

Drugi raz to mój sylwester kilka ładnych lat temu. Wiadomo, że na sylwku przy herbacie się nie siedzi, więc nie brakło różnych "napojów". Ja po spożyciu znacznej ilości tychże wyszedłem na parkiet i gdy spojrzałem na podłogę, wewnętrzny głos doradził mi: "Zrób slide na klacie". Wyszło to tak, że przypier**liłem z całej siły szczęką w podłogę. Gdy poszedłem do lustra, zobaczyłem sporawą (średnica tak ze 4 cm) dziurę w brodzie. Oczywiście nie przejąłem się tym, kolega skombinował kawałek plastra i jedziemy dalej. Rano jak mój ojciec (chirurg) mnie zobaczył, to popukał się w czoło, zabrał do szpitala i pozszywał. Bliznę mam do dziś.

by NagashTheBlack

* * * * *

KALORYFER

Kiedyś zostałem w domu sam z bratem. Siedziałem sobie na łóżku i coś tan czytałem. Brat podbiegał, szturchał mnie i generalnie nieźle wku**iał. Po jakimś czasie pomyślałem, że należy z tym skończyć tzn. jak brat podszedł dostał z kopa w klatę tak, że wyfrandzolił łbem o przeciwległy kaloryfer. Ja pospiesznie udzieliłem pierwszej pomocy (czyt. owinąłem mu głowę ręcznikiem.Teraz jak brat ogoli głowę to widać wyraźnie 2 blizny jedną od kaloryfera drugą od cegły.

BELKA

Opowieść zaczyna się nad jeziorem. Było lato a jak to latem bywa było ciepło. Postanowiłem więc z kilkoma kolegami popływać oczywiście pływanie dosyć szybko się znudziło wiec wymyślaliśmy coraz to nowsze zabawy ("Ty mu wejdziesz na barana a ja ci uwieszę się za tyłek i skaczemy na dyńkę" albo "Wbiegamy do wody żeby ochlapać ludzi na pomoście ok?") ja sobie wpadłem na pomysł że będę pływać przy pomoście i jak trafie na belkę która łączy pomost z dnem to opieram się o nią nogami i z całej siły odpycham. No więc płynę sobie płynę i jest belka. Odepchnąłem się popłynąłem pięknie tylko coś mnie noga bolała wychodzę z wody, a tu elegancka rana cięta na jakieś 7 cm. Okazało się, że z tej belki wystawał gwóźdź po którym sobie przejechałem nogą.

NÓŻ

Byłem mały i głupi, chyba nawet jeszcze głupszy niż teraz. Baraszkowałem sobie po podwórku, a opiekowała się mną babcia. No ale jak to w życiu bywa babcie mają ciekawsze zajęcia np. słuchanie Radia Maryja. Jak tylko zauważyłem, że babci nie ma (modlitwa o 15.00 w Radiu Maryja rządzi!) zacząłem szukać jakiegoś zajęcia. Bardzo ciekawy wydał mi się nóż który babcia w pośpiechu zostawiła na krześle na werandzie. Porwałem więc nóż i dawaj z nim na podwórku. Ów nóż wydał mi się na tyle interesujący, że biegnąc z nim obróciłem go sobie prosto w twarz. Tu tylko dodam, że powierzchnia podwórka przypominała radziecki poligon (no dobra przesadzam, poligon równiejszy). Nie trudno się domyślić, że po krótkim spacerze cała ulica usłyszała ryk kilkulatka który dziabnął się nożem w brodę.

by Fef

* * * * *

DOBRY KONIK

Od dziecka miałam chorobliwe zamiłowanie do koni ( bez skojarzeń proszę) i jeździectwa. Raz czyszcząc jednego konia w stajni zostałam w niej przypadkowo zamknięta. Bozia nie wyposażyła mnie w zbyt duży wzrost, więc za cholerę drzwiczek otworzyć nie mogłam. Dzięki mojemu umysłowi rozkminiacza zobaczyłam, że miedzy jedną a drugą stajnią jest dość spora dziura. Niewiele myśląc wlazłam na żłób i przelazłam przez dziurę. Niestety okazało się, że w drugiej stajni jest koń, którego najwidoczniej nie ucieszyło moje nagłe pojawienie się w jego terytorium. Ostatnie co pamiętam to para podkutych kopyt zbliżających się w kierunku mojej głowy. Na szczęście znalazła mnie w stajni koleżanka. Efekt: rozwalona głowa, potłuczony łokieć, zbite zebra i utrzymujący się na nich przez dwa miesiące cudowny burgundowy siniak w kształcie kopyta. Głowę na szczęście zasłoniłam łokciem więc żyję.

by Asiaczek @

* * * * *

KĄSACZ

Mając ok. 10 lat, chodziłem na karate. Przed lekcjami zazwyczaj lubiliśmy się bawić w berka. No i biegłem sobie beztrosko, gdy nagle zza rogu wyskoczył wyższy kolega rozwartą w śmiechu jamą ustną. I jego ząb został w moim czole. Trochę krwi się polało, ale mnie nic nie bolało, mama akurat była na miejscu, więc luzik. Właściwie większe obrażenia poniósł drugi chłopak, tracąc ząb. Ale najlepsze było to, jak sklasyfikowali mi to na pogotowiu - "rana kąsana ciała".

by Kuba-fergie @

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten linek i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 27068x | Komentarzy: 6 | Okejek: 2 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało