(Przepraszam, że odpowiadam dopiero teraz.)
Czy poza subiektywną możliwością bądź nie odgadnięcia celu jest jeszcze jakieś kryterium pozwalające stwierdzić, czy nonszalanckie potraktowanie ustalonych zasad szkodzi, czy pomaga utworowi? Nie mówię tu tylko o ortografii i interpunkcji. Może to być kwestia stylu.
Moim zdaniem jest -- i też subiektywne. Znałeś jedno kilka lat temu, gdy wywołałem na IJ małą dyskusję o ortografii. Tamże napisałeś: "Nie razi mnie błąd, jeśli widać, że autor popełnia go celowo, chcąc osiągnąć konkretny efekt artystyczny. Chyba, że błędy takie są nagromadzone i powodują, iż tekstu nie daje się czytać". Mam podobne odczucia, zaś tutaj nie tylko nie widzę efektu artystycznego (który w ogólności może być całkiem dobrym celem), ale odbieram tekst jako ledwie dający się czytać. Uważam, że większą przyjemność miałbym z tej konkretnej lektury, gdyby ortografia i interpunkcja stały w zgodzie z moimi przyzwyczajeniami, niezależnie od tego, jaki byłby cel. To wystarczy, bym uznał, że błędy zaszkodziły. Napisałem "nie potrafię zgadnąć celu" tylko po to, żebym zaraz mógł dodać "wygląda na zwykłą niedbałość". Gdybym umiał zgadnąć, nie zarzuciłbym niedbałości; przecież może być tak, że w jakimś celu pieczołowicie łamie się zasady, co może szkodzić (
szkodliwość nie idzie w parze z niemożnością odgadnięcia celu -- zgadzam się!), ale na pewno nie wynika z niedbałości.
Teraz kwestia myślnika. Jestem przyzwyczajony do tego, że pauza jest znakiem wyraźnie dłuższym od dywizu. Tekst, w którym w obu funkcjach występuje taka sama kreska, źle mi wygląda. To subiektywna ocena wynikająca ze znajomości konwencji, co z kolei ma źródło w obcowaniu z technicznie dobrymi wydaniami książek -- w każdej kwestie dialogowe zaczynają się od kreski dłuższej niż ta pomiędzy Skłodowską a Curie. Wrażenie, gdy widzę jednaką kreskę w obu zastosowaniach, jest jakościowo pokrewne krzywieniu się na widok "chumoru", "sholowania", "dżizas" albo "napewno". Właśnie z tego powodu staram się różnicować długość kresek i nie zamierzam się wycofać. Formalnie najlepszym wyjściem byłoby stosowanie odrębnego znaku "—". Nie jest on łatwo dostępny z klawiatury komputera, ale skoro czasami zadaję sobie trud używania twardych spacji, to mógłbym robić i to.
Powodów zaniechania jest kilka:
1) Lenistwo. Podwójny minus mogę wpisać bez trudu niezależnie od komputera, systemu i programu; funkcję różnicującą spełnia, a raczej nie przeszkadza. Nie przypominam sobie nikogo, kto powiedział mi, że szkodzi; Ty powiedziałeś, że nie.
2) Korekta. Tam, gdzie wszystkie znaki są jednakowej szerokości (windowsowy notatnik, podgląd na JM), ciężko odróżnić dywiz od pauzy, szczególnie jeśli nie stoją blisko siebie. Chcąc różnicować, powinienem być w tym konsekwentny przynajmniej w obrębie jednego tekstu. Korekta jest łatwiejsza, gdy różnicę widać od razu.
3) Wygląd. To samo, tyle że w odniesieniu do gotowego, opublikowanego w sieci tekstu. Dwa minusy są wyraźnie dłuższe niż jeden, pauza nie zawsze.
Piszesz, że nikt inny spośród Twoich znajomych tak nie robi. Nie dziwię się, choć na pewno owa nonszalancja interpunkcyjna nie jest wyłącznie moim pomysłem. Gdy zacząłem ją stosować, odkryłem, iż niektóre edytory tekstu właśnie w ten sposób pozwalają wprowadzić dłuższą kreskę. Całkiem niedawno, dodawszy komentarz pod artykułem na jakimś forum, z radością zauważyłem, że automat zamienił moje podwójne minusiki w dorodne pauzy. Widziałem też w polskiej wersji gry Morrowind teksty napisane przez człowieka cechującego się taką samą nonszalancją. Podejrzewam, że to scheda po maszynach do pisania.
Nie. Na maszynie nie pisałem nigdy.
Zważ, że używam "--" zamiast znaku pauzy z pełną świadomością. Formalnie to błąd, ale w prosty sposób osiągam rozróżnienie pauzy od dywizu. Innym błędem jest użycie tego samego znaku w obu zastosowaniach, przy czym można nie wiedzieć, że znaki powinny być różnej długości, i zastanawiać się, z jakiego powodu KoX robi jak robi. Jeśli moje postępowanie to nonszalancja natury interpunkcyjnej, to jak nazwać tamto?