Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Nagrody Darwina 2008 i trochę starsze

83 161  
447   17  
Kliknij i zobacz więcej!Są takie nieubłagane chwile w rozwoju ludzkości, kiedy pula genów oczyszcza się z tych najsłabszych (najgłupszych) genów...  - dzięki blogowi Nagrody-Darwina.pl mamy dla was kilka nowych (i starych) historii.

#1. Zabawy z prądem

(26 lutego, Francja 2008)

Jeśli ktokolwiek z was będzie się zabierał za oświetlanie szopy albo innych pomniejszych pomieszczeń, pamiętajcie o tym, co za chwilę wyczytacie.

Nasz bohater postanowił oświetlić szopę mocą podkradaną z National Grid. Niestety, raczej nie miał możliwości, że jego wyczyn przyniesie zupełnie odwrotny efekt...

Była ciemna zimowa noc, kiedy starszy pan w sposób nielegalny otworzył większą skrzynkę znajdującą się przy węźle kolejowym naprzeciwko jego domu. Wyciągnął kabel głównego zasilania i powlókł w kierunku swej szopy. Co ciekawe, a raczej pechowe, nasz staruszek wybrał chyba najgorszą aurę z możliwych - lejący jak z cebra deszcz.

Skutek nazbyt przewidywalny, żeby to opisywać w szczegółach - podsmażony od środka, zmarł na miejscu zdarzenia.

Lekcje do nauczenia, drodzy czytelnicy :
1. Nie podłączać szopek do okolicznych stacji kolejowych
2. Nie podłączać szopek do okolicznych stacji... w deszcz!

#2. Polowanie

2 lutego 2008, Nowy Jork

Pięćdziesięcioletni pan wraz ze swoim rozbrykanym i wiernym psim przyjacielem właśnie polowali na ptaki z kolegami w północnej części Nowego Jorku. W czasie, gdy myśliwi poszli na papierosa, pies wesoło brykał sobie wśród lasu. Po chwili zawziętego szukania, pies znalazł kość! I to nie byle jaką - był to fragment nogi dawno nieżyjącego już jelenia.

Rozradowany piesek pognał pochwalić się panu swoim znaleziskiem. Ten jednak nie był zbytnio zadowolony z psiego skarbu... Toteż chciał zabrać psu zdobycz. Jednak każdy inteligentny piesek za nic nie da sobie zabrać tego, co zdobył i walczy niemalże do upadłego. Stojąc poza zasięgiem rąk, skutecznie sprzeciwiał się woli pana. Panu z kolei zaczynało brakować cierpliwości i chwycił za naładowaną strzelbę, lufą skierowaną w swoją stronę, machając nią w kierunku psa, który zręcznie omijał potencjalne zagrożenie.

W pewnym momencie "potencjalne zagrożenie" uderzyło z ogromną siłą w połać ziemi, wystrzeliwując. Myśliwy postrzelił się w brzuch. Koledzy, stojący obok, nie czekali na to, co się stanie i od razu zadzwonili po pomoc. Rannego przeniesiono do szpitala helikopterem, gdzie zmarł wskutek odniesionych obrażeń. Facet był jednak na tyle przytomny, żeby opowiedzieć funkcjonariuszowi policji całe zajście. W przeciwnym razie, nad jego kolegami zawisłby przysłowiowy Miecz Damoklesa!

W przytoczonym zdarzeniu nie ucierpiały żadne zwierzęta, a piesek ma się wyśmienicie.

#3. Moje kochane Porsche!

16 lipca 2008. Włochy

Ivece Plattner, lat 68. właśnie stał w korku na światłach w swoim sportowym samochodzie Porsche Cayenne. Zanim jednak ktokolwiek dotrze do tych świateł, musi wcześniej przejechać przez tory kolejowe. Dobrze myślicie - prawo Murphy’ego działa - w każdej chwili może nadjechać pociąg.

Kolejka nie robiła znaczącego postępu do chwili, w której facet wjechał na tory kolejowe. Wjechał w najmniej oczekiwanym przez wszystkich czekających ludzi momencie - w chwili opuszczenia szlabanów bezpieczeństwa w dół. Tak właśnie kierowca Porsche został uwięziony na torach. Według opinii naocznych świadków, kierowcy zajęło trochę czasu, zanim się zorientował w zaistniałej sytuacji. W końcu, kierowca wysiadł z samochodu i zaczął biec... jak się zapewne domyślacie, czytając niejedną historię Nagród Darwina, na pewno nie zaczął biec, żeby uratować swoje życie...ale w kierunku nadjeżdżającego pociągu, machając rękami, żeby uratować swój cenny samochód!

Udało mu się lepiej, niż ktokolwiek by przypuszczał. Samochód doznał o wiele mniejszych uszkodzeń niż jego właściciel. Niestety, za swoje "życie", samochód musiał zapłacić życiem swojego właściciela, który w wyniku zderzenia z pociągiem wylądował 30 metrów dalej... nie udało się ocalić zbawcy samochodu.

Morał? Pęd zawsze wygrywa.

#4. Motor i most

13 stycznia 2008, Floryda

37-letni mężczyzna zginął w trakcie próby pokonania swym motorem zwodzonego mostu Manasota Key. Ubrany jedynie w kąpielówki i adidasy, faceta zauważono zasuwającego z kosmiczną prędkością w kierunku śluzy, kiedy to most zaczął się otwierać.

Projektanci mostu przewidzieli ten rodzaj "fantazji" i w celu zapobiegania im, wynaleźli straż mostową. Zamykająca się listwa ostrzegawcza zmiotła naszego rajdowca z motoru w ten sposób, że przeleciał ponad pierwszą częścią mostu, lądując w wodzie, jednocześnie żegnając pulę genową. Zrządzenie losu? A i owszem, gdyż sam motocykl bez problemu przeskoczył na drugą stronę!

5#. Kart vs. SUV

8 marca 2008, Floryda

Jeśli widzisz coś działającego, nie znaczy, że dobrym pomysłem będzie jeśli od razu to coś wypróbujesz. Tak właśnie było w przypadku osiemnastolegniego Camerona. Zainteresował go sklep z cartami - miniaturowymi wydaniami Formuły 1. Wziął jeden na wypróbowanie nie wiedząc, że jego pomysłowość zawiezie go wprost do innego świata. Beztrosko sobie jeżdżąc w obrębie sklepu nie zorientował się, kiedy w jednym momencie zderzył się z SUVem (samochodem terenowo-osobowym) jadącym z ogromną prędkością. Cart się przewrócił, wyrzucając kierowcę, który nie zapiął pasa bezpieczeństwa. W wyniku odniesionych obrażeń, zginął na miejscu.

#6. Nigdy nie bawić się prądem

(24 sierpnia 2008, Indonezja)

Charles Keggin  był w pełni przygotowany do dalekiego wojażu na Dżakartę, by móc wreszcie odwiedzić rodzinę. Właśnie skończył rok szkolny w College’u im. Króla Williama na wyspie Man. Ambicje młodego człowieka podówczas były wielkie - jeszcze w szkole mówił, że chce przejść na emeryturę w wieku trzydziestu lat. Jakiś czas później dyrektor mówił o nim "błyskotliwy młody człowiek z perspektywami i planami na przyszłość".

Czego Charlie, a raczej tok jego edukacji nie przewidział, była ważna lekcja, którą ominął tok nauczania:
"Nigdy nie bawić się prądem".

Siedział na basenie z jedną nogą zanużoną w wodzie, kiedy nagle zauważył skrzynkę cementu pełną przewodów elektrycznych doprowadzających moc elektryczną do jacuzzi. Zaciekawiony w stylu "co się stanie gdy...", Charlie zaczął się bawić kablami. W jednym momencie jego ciało "zwiedził" ładunek elektryczny o napięciu 240 woltów.

I spełnił swoje marzenie! Z tym że nieco wcześniej niż przewidywał...

Wyniki autopsji posłużyły do opisania śmierci Charliego jako "śmiertelne porażenie prądem w wyniku zewnętrznego uziemienia poprzez częściowe zanurzenie ciała w wodzie".

Ciało Charliego przewieziono na wyspę Man.

Żywa pochodnia?

#7. Chemik

2 lutego 2008, Bułgaria

Był słoneczny, chłodny dzień. Lidia, nauczycielka biologii, odwoziła właśnie swoich przyjaciół do domu. W pewnym momencie samochód się zatrzymał i trójka ludzi wybiegła z mobilu w kierunku najbliższej studzienki kanalizacyjnej. Przypadkowi gapie zauważyli tylko, jak dziwnie zachowujący się ludzie wylewali jakieś płyny z najróżniejszych buteleczek i słoiczków prosto do studzienki.

Powyższa sytuacja wskazuje na to, że w tak zwanym międzyczasie odbywały się eksperymenty chemiczne. A że Lidia miała trochę środków chemicznych przy sobie, pomysł eksperymentów nie czekał długo na spełnienie. Problem polegał na tym, że to co Lidia miała przy sobie, było szkodliwymi substancjami chemicznymi. Zawartości dwóch trzech buteleczek zidentyfikowano jako eter, dietyl i metanol. Opary eteru były używane do narkozy, co mogłoby tłumaczyć jedno - w czasie całego eksperymentu było im niedobrze. To spowodwało, że fajnie by było wlać troszkę chemii do studzienki.

Jak się okazuje dalej, to wcale nie był tak genialny pomysł. Mieszanka łatwopalnych chemikaliów w zamkniętej przestrzeni studzienki spowodowały tak silną eksplozję, że właz pozostawił Lidię (w skrócie) bez głowy, po czym postanowiła kopnąć w kalendarz. Reszta ekipy, o dziwo, pozostała przy życiu. Zabrano ich do szpitala z poparzeniami twarzy. Mogą nie odzyskać wzroku, ale będą mogli głośno i wyraźnie opowiedzieć dzieciom i wnuczkom, że wylewanie pierwszych lepszych substancji chemicznych do studzienki nie jest tak fajne, jak się na początku wydaje.

#8. Król lew

(Późny rok 1989, Australia)

Raczej podatny na wpływ innych ludzi uczeń kung fu, z zapałem słuchał instruktora informującego podopiecznych "Umiejętności, jakie nabyliście, pomogą wam w zabijaniu dzikich zwierząt gołymi rękami!"

Szkoleniowiec wschodniej sztuki walki potraktował to zdanie jak najświętszą prawdę, po czym powędrował do zoo w Melbourne. Za przeciwnika godnego wypróbowania jego umiejętności uznał najdziksze zwierzę ze wszystkich : lwa. O północy zakradł się do zoo i wskoczył do środowiska lwa, wyzywając go na pojedynek na smierć i życie.

Najprawdopodobniej i tak by przegrał pojedynek, ale musiał spróbować. Naiwny plan walki nie brał pod uwagę entuzjazmu oraz dumy lwa z okazji niespodziewanej kolacyjki mięsnej. Brakło również elementu rozważającego pt. "Czy instruktor aby na pewno wiedział co mówił?"

Nad ranem pracownicy zoo znaleźli pozostałości szkoleniowca kung fu - dwoje ramion i dłoni kurczowo trzymających czerwone futerko.

Jakie to dziwne, że nawet mistrz kung fu przegrał z lwem...

#9. Dobry kaktus to martwy kaktus

(Luty 1982, Arizona)

Na pustyni żywego ducha... I jak tu strzelać do kogokolwiek? To pytanie zostało nieco zmodyfikowane i zmienione w "I jak tu do CZEGOKOLWIEK strzelać?" Odpowiedź prosta - do kaktusów Saguaro.

W ten oto sposób powstało nowe hobby popularne wśród pustynnych snajperów tak bardzo, że Arizona ogłosiła ten "sport" zbrodnią, kosztującą winnych sto tysięcy dolarów plus trzy lata w więzieniu. Budząca postrach grzywna i pozbawienie wolności nie zdołały zniechęcić takich strzelców jak dwudziestosiedmioletniego Davida. Był jednym z tych, którzy postanowili pochwalić się swoją celnością, strzelając do takiego kaktusa w roku 1982.

Podobno z lufy szesnastocalowej strzelby, w kierunku kaktusa wysokiego na 27 stóp, wystrzeliły dwa naboje. Zanim kaktus zwalił się na strzelca, miażdżąc go pod sobą, David zdołał wypowiedzieć zaledwie początek słynnego okrzyku pośród strzelców "Trafiłem skurczybyka!", co brzmiało mniej więcej tak "Traf...!"

I cóż... nawet natura potrafi się zbuntować i zabić człowieka.

#10. Mógł się przecież spytać...

(7 września 1990 roku, Sydney, Australia)

Mężczyźni mają sentyment do dużych ciężarówek. Podobnie jak mali chłopcy, z tym że obiekty uwielbienia i westchnień starszaków nie są już zabawkami, a maszynami z prawdziwego zdarzenia. Podobnie jest z częściami tychże maszyn. Co więc mogłoby służyć za wyjaśnienie chęci "pożyczenia" silnika starej ciężarówki marki Bedford?

Ciężarowiec był zaparkowany na terenie zakładu recyklingowego w Australii, oczekując na szczęśliwca, któremu na pewno przydałyby się możliwości nie do końca zużytego silnika. Generalnie rzecz ujmując, potrzeba trzech silnych mężczyzn, żeby wydobyć felerną część. Nasz jakże przedsiębiorczy złodziejaszek wpadł na lepszy pomysł. O wiele wygodniej byłoby wyjąć silnik spod ciężarówki. Bo po co wyręczać się standardową techniką i używać dźwigu...

Wczołgał się pod ciężarówkę i zaczął odkręcać śruby.

Nagle blok silnikowy całkowicie się poluzował i spadł naszemu bohaterowi na twarz. Jak się zapewne domyślacie, zginął od razu. Policja zapewnia, że istniał jeden współwinny przestępstwa - kałuża wymiocin znaleziona nieopodal krzaczków rosnących całkiem niedaleko całego miejsca zdarzenia.

Pracownik znalazł ciało rankiem następnego dnia. Menedżer powiedział, że cały ciężarowiec i tak miał spotkać los przysłowiowego złomu i "Gdyby przyszedł i zapytał mnie, z chęcią bym mu dał ten przeklęty silnik!"

Oglądany: 83161x | Komentarzy: 17 | Okejek: 447 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało